Wszyscy mamy problem z alkoholem
Wyobrażasz sobie, żeby Twój wujek na obiedzie częstował wszystkich kokainą? Albo firmę, która zaprasza pracowników na wspólny trip metadonowy? Dzisiaj chcę poruszyć temat powszechnego używania alkoholu w społeczeństwie.
ALKOHOL JAK NARKOTYK
Francuski szampan, włoskie wino, czeskie piwo… alkohol na dobre stał się częścią naszej kultury. Ale czy kiedykolwiek zastanawialiśmy się, do jakiego stopnia jest to bezpieczne dla zdrowia? Przecież pod względem wpływu na nasz organizm alkohol można postawić na równi z narkotykami, o których szkodliwości nikt nie wątpi. Tak samo jak narkotyki, alkohol należy do substancji psychoaktywnych, czyli wpływających na funkcjonowanie mózgu i procesy zachodzące w naszym ciele. Oczywiście, daleka jestem od promowania radykalnych postulatów - totalnej abstynencji i prohibicji. Ale zanim umówisz się na kolejne piwko, miej świadomość, co stanie się z Twoim układem nerwowym po jego wypiciu.
PSYCHOTŁUMIK
Dlaczego mówi się o „kieliszeczku na odwagę?” Dlatego, że alkohol działa jak depresant ośrodkowego układu nerwowego, zmniejszając aktywność neuronów w mózgu, przez co spowalnia funkcje mózgowe. Jednocześnie zakłóca funkcjonowanie kory przedczołowej, która odpowiedzialna jest za podejmowanie decyzji, ocenę ryzyka i samokontrolę. W efekcie możemy porywać się na rzeczy, których „na trzeźwo” byśmy raczej nie próbowali i których nierzadko potem żałujemy.
DŁUGOTERMINOWE SKUTKI
Jak każda obca substancja wprowadzana do organizmu, alkohol przyjmowany regularnie ma długofalowe efekty. Badania pokazują możliwość trwałego uszkodzenia neuronów i upośledzenia obszarów związanych z pamięcią. Dalsze zmiany w strukturze mózgu mają negatywny wpływ na zdolność uczenia się i pamięć. Ponadto, wykazano związek długotrwałego spożycia alkoholu ze zwiększonym ryzykiem depresji i lęku, a także wpływ alkoholu na zakłócanie cyklów snu i zwiększanie ryzyka bezsenności.
CODZIENNA TRUCIZNA
Uderza mnie, jak mocno osadzone jest picie alkoholu w naszej codzienności. Każde spotkanie towarzyskie, rodzinne, czy zawodowe wiąże się w Polsce z korzystaniem z tej używki. Dochodzi nawet do tego, że kiedy na imprezie nie chcę spożywać alkoholu (bo lubię i potrafię świetnie bawić się bez niego), spotykam się ze zdziwieniem i powątpiewaniem. Podkreślę to znowu - nie jest moim zamiarem potępienie picia w ogóle. Ale w życiu zawsze dążę do tego, żebym sama podejmowała świadome decyzje - a nie, żeby presja społeczna lub nałogi decydowały za mnie. Gdyby kiedykolwiek okazało się, że bez piwka nie ma zabawy lub spotkania- byłaby to dla mnie czerwona lampka, że coś jest nie tak.
NIEZASŁUŻONA NAGRODA
Już wspomniałam, że alkohol jest substancją psychoaktywną. Działa bezpośrednio na neurony dopaminergiczne w mózgu. Dopamina, jak już pisałam w innym wpisie, to neuroprzekaźnik odpowiedzialny za uczucie przyjemności, nagrody i motywacji, przez co spożycie alkoholu powoduje uczucie przyjemności lub nawet euforii. Jest jednak pewien chemiczny haczyk: nasz mózg adaptuje się do podwyższonego poziomu dopaminy, przez co osiągnięcie tego samego stanu przyjemności wymaga coraz silniejszego bodźca. W efekcie nasz mózg nie jest w stanie utrzymać „normalnego” poziomu dopaminy, i stale potrzebuje alkoholu do osiągnięcia homeostazy. W tym momencie można już mówić o fizycznym i psychicznym uzależnieniu - koniec bajki, początek dramatu.
Czy promuję abstynencję? W żadnym wypadku. Moja misja to uświadomienie podopiecznych o tym, jak działają ich ciała i umysły i zapewnienie jak najlepszego funkcjonowania obojga. Daję Ci klucz w postaci świadomości - a czy go użyjesz do otwarcia nowych możliwości, to zależy do Ciebie.